Wiatrakownia śmierdzi członkiem
na maladiwy… przystanek schiphol.
coma trzy, przeleciał. w uśpieniu,
prawie azja staruszków.
renesans przelatuje pomiędzy palcami.
a ja na przekór, hoduje mandragory.
od ulicy kroczy moslim. wzywa,
wywołując stochastycznie bogów.
nordyckie wianuszki zaplotły język,
czasownik, zawsze na drugim miejscu.
ja na pierwszym, zawisłem,
orgazmus broeg, w roterdamie.
stachanowski poranek i wieczór,
nad kanałem, skończyłem.
szukam dogodnego miejsca,
na pochowek.
zdycham, na trzy zmiany.
więcej snów i grzechów nie pamiętam.
Komentarze (3)
najfajniej w puencie... :) wczęsniej zawilec do
potężnego odsupowływania a ja za duzo piw w organiź
mie dziś hoduję :] - pozdro :))
szukam Ciebie w tym wierszu i jakoś tak pusto mi,
poprzez spowiedź na zmiany. Pozdrawiam
zawsze instynkt ludzki potrzebny Wiersz bardzo dobry
Myśl czytelna duży plus