wierzchnie okrycie
patrzę dogłębnej pustce jak scala
oczy
prowadzone ku sobie na rzeź
człowiek tak się jawi jak zwierzę
widzę
pojedynki odbywające się co wieczór
mocno przywiązane do skóry
które nie zostaną stracone
nim słowa i krzyki
zmienią się w głośny syk
rozdwojonych języków
te pojęcia są tylko wyrazami
światło i ciemność
piękno i brzydota
miłość i seks
wypoczywają w cieniu tego krzyku
imieniem pustym i jednoznacznym
dreszcze tylko z pozoru nie budzą
obrzydzenia
dla tych co nie zostaną zbawieni
w istocie nieprzebrane bogactwo ciała
jest jak dusza lasu
życzliwa tym co oślepieni
samotnie idą
nie łamiąc gałęzi
zastanawiam się
nie powstanę z czasem bądź przed i po
czasie
choćbym oddzielał dzień od nocy
pił wodę co wieczna jest
i wytrzymałość miał jak stos pacierzowy
lecz idę odważnie
szukam ciebie bez konkretnej barwy
przywróć mi wzrok i mowę
oddziel skórę od ciała
nazwij rzeczy i pojęcia
kochaj tak jakbyś nie chciała
być pierwszą przede mną
człowiek tak się jawi jak wiersze
widzę
jednego co czyta i płacze
jak deszcz rozmywa jego ciało
patrzę dogłębnej pustce jak scala
oczy
prowadzone ku sobie na rzeź
Komentarze (3)
November Rain:
każde słowo scala się z drugim i przez to odpowiedź
leży w całości, jest ukryta a zarazem wymowna.
Bardzo wymowny wiersz i dlatego tak piękny, i tak
prawdziwy. Moje gratulacje i z niedowierzaniem, że
przy piórku D.
Mam pewną wątpliwość - proszę w miarę możliwości o
wyjasnienie - "patrzę" - na kogo, na co? dlaczego
dalej jest "dogłębnej pustce"? Sam wiersz jest
jakościowo nierówny - ma dobre, ciekawe zwrotki i
takie nie całkiem sensowne. Ale generalnie obiecująco.