Żegnaj smutku...
Puk, puk…
Zapukałeś znowu w moje okno.
Ja na ciebie nie czekałam wcale.
Tak ogólnie rzecz biorąc
nie musiałeś przychodzić.
Ale ty odwiedzić mnie zechciałeś.
Tak zapytam, dlaczego?
Przecież nie zapraszałam.
Wiesz, ja do ciebie mam żal,
coś za często bywasz u mnie na kawie.
Na kolację też przybywasz nieproszony.
Zjadasz moje ostatnie okruchy,
bez pytania obgryzasz też kości.
Idź już sobie, jeszcze proszę ładnie,
no bo potem dostaniesz baty...
A ty dalej taki uparty,
siedzisz na mojej kanapie.
Już się odwal, skończyły się żarty...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.