Złoto- mgielni...
Wyłonił się z mgielnej przestrzeni
uczucia.
Otulony białym, lekkim puchem spadających
chmur.
Przypominał raczej szczęście...
W tej biało- przezroczystej pułapce
szukał kobiecych dłoni wyciągniętych po
pomoc.
Chciał je wydobyć z morza rozpaczy,
szukając ich na kolanach.
Kamienie wbijały się w obnażone ciało.
Żwir z morskich głębin i oceanicznego
umysłu
poranił mu dłonie, którymi podpierał swe
muskularne ciało.
Szukał i szukał, chcąc poddać się końcowi
bezsensownej wędrówki
po trzecim wymiarze świadomości.
Lecz gdy podniósł wzrok, zobaczył
gwiazdę.
Spadała prosto na niego, muskając złotym
pyłem jego twarz.
Teraz to ona wyłoniła się ze złotej
przestrzeni uczucia.
Przypominała raczej radość.
Jej twarz mieniła się tysiącami
drobinek.
Lśniły i migały w rytm miłości ich serc.
Radość odnalazła szczęście.
A szczęście schowane w Twoją duszę
odnalazło radość.
Nieodzownie towarzyszą sobie przez wieki i
na wieki.
Ci wierni, złoto- mgielni kochankowie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.