Złoty wiek, złowiek
Olewamy naturę, szukamy prostych
usprawiedliwień, powszechnych wymówek,
niech sama rozstrzyga problem
przeludnienia, sześć miliardów mieszkańców
planety ogołoconej z zasobów, która jednak
nie potrafiła wyzbyć się przyjętych
nawyków: większego dostatku dla jakiejś tam
garstki i większego głodu dla
przytłaczającej reszty.
Góry papieru, szkła, plastiku, zepsutego
mięsa, zwiędłych kwiatów, szkieletów aut,
drobnych i ogromnych rupieci, gazet,
niedopałków papierosów, kondomów, puszek od
konserw robią z naszych miast muzea
śmieci.
Zarazy wywołują pożądany skutek.
Średniowieczne choroby nie odróżniały
mężczyzn od kobiet, młody, stary, biedaka
od bogacza, współczesne epidemie są
zaplanowane, potrzebne dla przyjemności
wybrańców.
Mnożymy śmierć, oferując rozwiązania.
Z jednej strony zwiększamy liczbę urodzin,
z drugiej liczbę śmierci.
Żadna reguła nie działa bez wyjątku.
Jak będą mogli umrzeć wszyscy, skoro nikt
się nie narodzi?
Wczorajsze upiory...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.