Kartonowe szczęście
Słońce gdzieś po drugiej stronie snów
ciemna noc liczy mu ślady stóp
wraca przez dolinę wyiskrzoną neonami
do swej willi kartonowej bez okien ani
drzwi
marny płaszcz przegrywa z mrozem
i on z nadzieją co dzień
oczy blade z wolna zamyka na klucz
by rano z chodnika podnieść co przyniesie
dzień
może dobre słowo czy pogardliwe
spojrzenie
może srebrnika może głód
nie widzą duszy pod łachmanami
ani wstydu pod spuszczonym wzrokiem
nie dawno w marriocie ściskali mu dłoń
podłe stado hien w krawacie z pieniądza
może już nie ma do nich żalu
może nawet mu ich żal
cóż oni mają więcej od niego
pustą duszę, sztuczny uśmiech
kupione oklaski z balkonów
dziś mu żal bo sam kiedyś taki był
tyle lat a zostało już tak niewiele
lecz to nic, wystarczy
ciepły uśmiech, naturalna twarz
może nie wesoła lecz pogodna
spokojny na cały świat
dziś czy jutro bez znaczenia
on już ma wszystko
więcej nie trzeba nic
bo więcej znaczy mniej
a mniej znaczy wszystko.
08.03.2009
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.