Bezradny anioł...
Leżał na plecach wpatrując się intensywnie
w sufit, jakby było to sklepienie Kaplicy
Sykstyńskiej dotkniętej geniuszem Michała
Anioła. Lekko rozchylone usta powtarzały
coś bezgłośnie niczym mantrę, wciąż i
wciąż. Wzniesiona w górę ręka z
wyciągniętym palcem wskazującym kreśliła
zawiłe wzory w rytm tej milczącej melodii.
Pyłki kurzu zmuszone do tańca przez ruch
powietrza zawirowały lekko, co uważnemu
obserwatorowi mogło wydać się piruetem.
Leżący uśmiechnął się nieznacznie.
Nie pamiętał ile czasu spędził tkwiąc na
zimnej podłodze nie okrytej żadnym dywanem,
bezmyślnie gapiąc się wzwyż. Minutę?
Godzinę? Nie potrafił powiedzieć. Wiedział
tylko, że znajduje się w swoim pokoju, a na
zewnątrz właśnie wstał świt, wnioskując po
promieniach słonecznych delikatnie
muskających zasłony.
Jasne włosy postaci wyglądały jak
mieszanina srebra ze złotem rozsypana w
nieładzie wokół głowy młodzieńca.
Porcelanowa cera i zamglone, niebieskie
oczy nadawały mu wygląd anioła patrzącego z
niejaką czułością na poczynania kruchych,
bezradnych ludzi. Jednak było coś takiego w
głębi jego źrenic co natychmiast rozwiewało
złudzenie i nie pozwalało sądzić, iż
blondyn jest niebiańskim stworzeniem wolnym
od wad i negatywnych emocji naszego świata.
Żal. Ból. Rozczarowanie. Złość. Rozpacz.
Uczucia, związane lekko wstążką chorego
pragnienia śmierci czaiły się pośród
lodowatego błękitu otoczonego długimi, zbyt
długimi rzęsami.
Przymknął powieki, które zatrzepotały
nieznacznie niczym skrzydła motyla. Musi
zapomnieć. Musi zapomnieć, choć wie, że
zawsze będzie pamiętał. Musi zapomnieć.
Zapomnieć...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.