Co po mnie?
Dawno temu zasypiałem w swoim łóżku i kiedy mój umysł był w fazie przechodzenia z rzeczywistości do snu pojawił się w nim ten wiersz.
Oszukać swe myśli,
Spopielić swe zmysły,
To przyjąć postawę Kontura.
Zamienić dwie twarze,
Jak marni malarze,
Sposobni nie płótna, lecz pióra.
Przelewać na papier,
Jak prosto po szlaku
Na szczyt wielkiej góry wychodzić.
A żyć pełnia życia,
Z głową ku górze,
To być - tak jak z losem się godzić.
I kiedy Twój zegar
Wybija już północ,
Nie szukać przyczyny do bycia.
Zwyciężyć swój Kontur
I dotrzeć do mety,
Odległej jak losu odbicia.
Już widzę kochankę,
Tą, której czekałem.
Pojawia się w czerni nad łożem.
Jej kosa zbawienia,
Dla której płakałem,
Nie zdaje się lekiem, lecz nożem.
Choć konam nie krzyczę,
Gdyż głos mój pozostał
Od wieków w mym gardle zastygły.
Tę strofę ostatnią,
Zostawiam już Tobie,
By próżno Twe pióro nie wyschło w
żałobie.
On po prostu się przyśnił.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.