Ty
Przechylam szklankę - Płyniesz z niej
Ty.
Twoje słowa, Twoje krzyki – jednak
moje łzy.
Odstawiam szklankę – Ciebie już nie
ma.
Ale są słowa „Odchodzę...”
– okrutna anatema.
Odchodzę od stołu i patrzę na Ciebie - na
obrazie.
Widzę Ciebie wyraźnie, choć na malowidłach
– pejzaże.
Odwracam wzrok... Patrzę raz jeszcze
– lecz Ciebie już nie ma.
Ale są słowa wyryte w pamięci: „Bo
życie to nie poemat...”
Słyszę Twój głos choć przysiągłbym, że
włączyłem Mozarta.
Słyszę wyraźnie każde słowo, oglądam płytę
– jest zdarta.
Podnoszę igłę i opuszczam znowu –
winyl cicho trzeszczy.
A w głowie Twoje zdziwienie:
„Zwariowałeś do reszty?!”
Zbiegam więc do piwnicy - tam nie znajdę
Cię na pewno.
Lecz orientuję się szybko - Zeszłaś tu
razem ze mną.
Znów widzę Ciebie na ziemi, krew i ja
skulony - już przestałem Ci grozić.
A w głowie dalej słyszę Twoje pytanie...
„Jak Mogłeś mi to zrobić?”
Komentarze (1)
ładny wiersz pozdrawiam