Za często mamo, tato, za często..
Często Twe policzki czerwienią się,
Często zasiane rosą, marszczą zło wrogo
się,
Jedną chwilą, impulsem jest życie,
Jedną zwykła głupotą, powtarzaną co
dzień,
Codziennie żegnać kłamstwem i witać nowy
dzień.
Mam Sumienie, mam duszę,
Więc dlaczego, szron nie pojawi się na
policzku,
Więc dlaczego, nie zmieni się w
czerwień,
Nie zmarszczy się.. tylko z kamienieje,
I te gały, ludzkie gały,
Tysiące tu ich jest,
Tysiące rozwścieczonych potylic,
Rosy deszcz,
Cisza,
Tak to jest cisza, tylko przez szparę w
drzwiach,
Słychać wielko miejski szmer,
Krzyż,
Stoi tu przede mną,
Wymusza szczerą rozmowę,
Rozmawiam z Nim!, z Bogiem!.
Gorzkie żale tworzę.
Witraże, jest tu ich mnóstwo,
Wielokolorowe.
Oczyma potykam się o koronę,
Wnętrze.. piękne musi być te Królestwo
Boże..
Komentarze (1)
Podjąłeś ważny ale zarazem trudny temat, robisz też
błędy i to sporo. Popracuj nad tym wierszem a może
być bardzo wartościowy.
2 wers - marszczą zło wrogo się = czemu nie
napiszesz " złowrogo rosą zasiane i w zmarszczkach
całe". Poza tym - czy życie jest tylko impulsem? W
kłamstwie bardzo trudno żyć i jeszcze trudniej je
tolerować, dlatego doceniam myśl przewodnią wiersza,
ale jeszcze go podszlifuj.