Zwędzimy dla wartości
Tchnięta sugestią nauczyciela.
A gdyby tak buchnąć spod lady
(wypolerowanej na opalizującą łzę)
nie bojąc się z żandarmem zwady,
tę szczególną, papierową rzecz?
Gdyby tak – niepostrzeżenie
poza wścibskim błyskiem kredytowych kart
ominąwszy gryzące sumienie
i trzęsawisko ekskluzywnych palt
przemknąć między jazgotem barierek,
a ochroniarzem z jajkiem miast czaszki
wykazać się zwinnością tancerek
niedowładem hałasującej blaszki
i zwędzić, tuż sprzed nosa ekspedientce
(w bialutkim, pielęgniarskim kitlu)
przygrzmocić w nos klientce
(w którym krwi płynie pięćset litrów)
torbę szeleszczącą niby wstęga
tnąca Elizejskie Pola na ćwierć
jakże mała to byłaby mordęga
prawie tak niepoznana, jak śmierć.
Można by było wówczas
z dystyngowanym wyrazem ducha
mówić, co słyszeć chce rozmówca,
z uśmiechem od ucha do ucha.
'Tak', potwierdzać bez kłamstwa
(jak dotąd robiło się notorycznie
i ze sporą dozą chamstwa)
teraz kiwać głową ślicznie.
Chodziłoby się, wte i wewte
kołysząc na uchach reklamówką
(nie ekologiczną, jak przedtem)
taką z błyszczącą obramówką.
Prawdziwą, markową, ze znaczkiem
w przyjaciołach wywołującym szok
i z oślepiająco barwnym szlaczkiem
od pustek odwracającym wzrok.
Zatem jak by to było, raz jeden
zakraść się tam, gdzie nie wolno?
Udawać dziecięcą torpedę
a nie szwendać się markotno!
Zwinąć możemy już dziś,
jeżeli na brawurę się zdobędziemy
niczym pieniędzy kiść
każdą dziurę zacerujemy.
Bo człowiek (co napędza populacji korbę)
nieważne, że wszystko partaczy
gdy ma markową torbę
po prostu więcej znaczy.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.