Gazelo lotna, wieków prześwicie
Nikomu czyli mym malym myślom podarowałem.
Gazelo lotna, wieków prześwicie cóżem ja
począł by dychać przez życie.
Gazelo moja o jasnej skórze przybądź bo
wołam Ciebie jak tchórze.
I nie mam siły by walczyć o Ciebie i nie
żyć tutaj tylko być w niebie.
Samotnie nie czas mi żyć skrawkiem ziemi,
gdy wypatrując nie ma Twych cieni.
Chciałbym się skulić obok tych dłoni,
widzieć w poranki snującą się w trudzie
I nie mieć wewnątrz już wdechu tyle, by
brudem nie wołać i tarzać w brudzie.
Wyłania się moja gazela lotna zza parawanu
pustyni
Ciągnie się według miary najlepszym ruchem
i nie ma chwili bym wątpił, że szuka
Mnie wołając i wiecznych kamieni, skał i
domów kananejskiej ziemi.
Letnim porankiem dogoniona łuną w sen
zapada, a próżno mi szukać w bezdechu
samotnie
Nie ma w swym biegu przystanku i chwil,
lecz wciąż podążam
Oddala się, a nie wiem sam gdzie jest i
tęskno mi.
Gazelo piękna wyłoń choć włos niech dojrzę
go w locie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.