Krystel z Kani
O upartości "artysty", którego niedawno poznałam...
Wybrawszy się na Kań
Nadziei pełen wór
W podziwie patrząc nań
I stary gęsty bór
Przebywszy wiele dróg
Ostatni wody łyk
Przekraczam Kani próg
I słyszę jego krzyk
Krystel listy czyta
Bardzo niespokojnie
Za co? – siebie pyta
Zaklinając hojnie:
Inni gorsze gnioty
Niż ja sobie piszą
I większe głupoty
Niech za to dziś wiszą!!!
Słysząc jego mowę
Zabieram w sprawie głos
Błagam o odnowę
Lecz on podnosi głos
Po wielkim zmaganiu
Nic nie uzyskuję
W męczarniach, konaniu
Śmierć sobie gotuję
On na nic nie zważa
Krystel w sobie twardy
Sam siebie poważa
Pozostając hardy
Komentarze (7)
:):):)
Petter ujawnij się. Im wcześniej tym lepiej!
Nie wierzę!
Wiersz na plus! Pozdrawiam!
Petter to nie Petter i ja to wiem!
Widać, że bardzo się Tobie Moniko nudzi. Życzę
powodzenia.
Mi też jednoznacznie, chwilowy spokój na beju. Super.
Pozdrawiam
Jakoś jednoznacznie mi się kojarzy, mimo dramatyzmu
uśmiechnęłam się:)