Matka Olka
Któregoś razu matka Polka,
Spłodziła dziecko. Syna- Olka.
Ojciec nie wiedział o potomku,
Pił czwarty tydzień w swoim domku.
Raczej barłogu, bo choć płacił,
To więcej na nałogi tracił.
Miał kiedyś pracę, nawet dobrą,
Lecz jeszcze bardziej rękę szczodrą.
I właśnie takie chętne dłonie,
Sprawiły, że nastąpił koniec.
Stoczył się nagle jak ta bila,
Nie spostrzegł że już mija chwila.
Odbił od bandy, wpadł w szał jakiś,
I to już były wszystkie znaki.
Któregoś razu matka Polka,
Spłodziła dziecko. Syna ? Olka.
Kiedy wyrośnie ktoś mu powie,
Jak jego ojciec zniszczył zdrowie.
Może przeżyje stratę taty,
Może na grób przyniesie kwiaty.
Ważne by pojął wielki dramat,
W którym istota bywa sama.
Wystarczy podać szczerze rękę,
Nie taką, która niesie mękę.
Odrzucić kielich tej goryczy,
Co życie w swej słabości zliczy.
Któregoś razu matka Polka,
Spłodziła dziecko. Syna- Olka.
Komentarze (4)
Przykre ale prawdziwe. "Ważne by pojął wielki dramat,
W którym istota bywa sama." miejmy nadzieję, że Olek
będzie inny. Bardzo dobry wiersz. Pozdrawiam
Przykra historia. Mam nadzieję, że los nie przechodził
z syna na syna. Pozdrawiam:)
A potem Olek powiela los ojca...
Nieciekawy los Olka, za to wiersz bardzo dobry!
Serdecznie pozdrawiam.+