Nieobecni
Przestaję pytać: Czyja wina?
Komu potrzebni wiecznie młodzi?
Nie chcę się wściekać i przeklinać,
sensu w bezsensie znów dochodzić.
Dał, wziął - bezwględna sprawiedliwość.
Gdyby to było takie proste,
lecz tu nierówno, a tam krzywo,
młody już odszedł, stary został.
Czy złość i smutek wreszcie zbledną,
gdy wątpliwościom powiem - koniec?
Może mi będzie wszystko jedno,
że chwytam pustkę w drżące dłonie?
Nie wiem, kto o tym zdecydował.
Pokora? Jeszcze nie potrafię.
Snują się myśli, plączą słowa,
a oni patrzą - z fotografii.
Komentarze (32)
Ha! Świetna refleksja. Każdy chciałby żyć jak
najdłużej, ale nikt nie chce być stary...
Bardzo smutny wiersz. Nigdy na te pytania nie
znajdziemy odpowiedzi.
Pozdrawiam cieplutko.
........... też nie potrafię ((
"Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko
odchodzą..."-ks. Jan Twardowski
Ściska za serce...
Do zobaczenia :)
Witaj Danuśko.
Dziękuję z całego serca za
pamięć o mnie i moim byłym
blogu, a także za jakże ważne
dla mnie Twoje komentarze.
Danusiu. Zrezygnowałem z Bloga,
bowiem straciłem /dotąd mocną/
motywacje do pisania. Jeżeli
jeszcze cokolwiek kiedyś napiszę,
to tylko w formie życzeń dla
Autorek i Autorów Beja. Będę
jednak czasami zaglądał do Was,
a do Ciebie w szczególności.
Do zobaczenia w kolejnym Twoim
wierszu:}
"Dał, wziął - bezwględna sprawiedliwość."
I ja nie umiem się pogodzić...
Dobrej nocy.
Ładnie
- pozdrawiam -
Dobry wiersz, Okruszku. Świetnie opisany ciężar
wszechobecnego zastanawiania się, nosimy go przez całe
życie i nie potrafimy zdjąć. Na niektóre pytania, nie
ma jasnych odpowiedzi, a wątpliwości wciąż przybywa.
I fotografii - /Nieobecnych/, niestety też. :(
Wiesz?
Jest takie miejsce, kapliczka. Bardzo prosta, zwykły,
dosyć masywny, drewniany krzyż, pomalowany ciemnym
brązem. Dookoła płotek, sztachety powleczone dziwnej
barwy farbą. Może ktoś po prostu wykorzystał jakieś
resztki. Słyszałam o czymś podobnym, a nawet widziałam
efekt na własne oczy. W małej wiosce, ukrytej w lasach
Pogórza Ciężkowicko-Rożnowskiego, okazyjnie zwiedziłam
kilka lat temu - mały, zabytkowy, drewniany kościółek.
Kiedyś stał w innym miejscu i był cerkwią. Po wojnie
nie miał już kto się w nim modlić, budynek rozebrano i
przewieziono wiele kilometrów, a później na nowo
złożono, żeby mógł stać się miejscem modlitwy dla
mieszkańców tejże wsi. Z zewnątrz kościółek wyglądał
jak wiele innych, jemu podobnych, ale wewnątrz -
zdumiewał. Nigdzie i nigdy wcześniej nie widziałam
podobnej kolorystyki i wystroju. Kompletnie nic do
siebie nie pasowało. Ale o dziwo, potrafiło zatrzymać
wzrok na długo. Myśli również.
Dowiedziałam się, że taki stan rzeczy jest zasługą
wieloletniego proboszcza tej maleńkiej parafii. Ksiądz
ten trwał na swoim posterunku od ponad 30 lat. Wraz z
mieszkańcami wsi przeżywał i lepsze i gorsze czasy.
Nauczony doświadczeniem, oszczędnie wykorzystywał
dostępne mu środki. I tak też było z malowaniem
kościoła, ozdabianiem ścian i figur świętych, a także
wiszących na ścianach obrazów ze stacjami Drogi
Krzyżowej. Żeby nie obciążać parafian zbyt dużymi
kosztami, co jakiś czas ksiądz organizował tzw.
/zbiórki resztek/. W przypadku farb też tak było,
ludzie przynosili to co im /zostało/. Barwa nie miała
znaczenia, bo najczęściej i tak wszystko było zlewane
do jednego pojemnika, mieszane i wykorzystywane do
malowania tego, co akurat malowania potrzebowało.
Efekt, tak jak mówię - iście fantazyjny, nie do
zapomnienia.
Ale wracając do kapliczki - trafiłam w to miejsce, bo
dowiedziałam się, że można tamtędy /skrócić/ sobie
drogę o dobrych kilka kilometrów. Miało to być moje
/na skróty/, a stało się inaczej. To azyl, miejsce
zatrzymań i dumania, kawałek przestrzeni, gdzie czas
nie ma znaczenia, gdzie pospiech schodzi na plan
dalszy.
Gdy się wyjeżdża zza zakrętu, - najpierw widać duże
krzaki bzu. Wiesz, że mam hopla na jego punkcie. Jeśli
coś jest w stanie mnie z miejsca oczarować, to właśnie
taki widok. Samą kapliczkę wyraźnie dojrzeć można
dopiero gdy jest się blisko, wygląda jakby była w tych
krzakach ukryta. Bez, niczym Opiekun, otacza ją z
trzech stron.
Na krzyżu wisi Jezus. Troszkę niżej jest coś w rodzaju
drewnianej półeczki. Zastanawiałam się do czego
służyła. I udało mi się kiedyś tego dowiedzieć, - otóż
najpierw postawiono krzyż, ludzie zbierali się tam na
modlitwę, szczególnie w maju, na śpiewanie tzw.
/majówek/ pieśni ku czci Bożej Matki. Kapliczka
powstała właśnie dla Niej. Figura Maryi stała na
półeczce. Ale zdarzało się, że mimo mocowania, przy
silniejszym wietrze - spadała. Dziwne to było, tak
podnosić ją z ziemi i przywiązywać na powrót.
Umieszczono więc na krzyżu Pana Jezusa, a Matka Boża
trwa teraz u /stóp/ krzyża. To nieduża figurka, więc
żeby ją zobaczyć, trzeba stać blisko, a praktycznie -
nachylić się przez płotek.
Przez wiele lat, to była zwykła wiejska droga, co
jakiś czas wysypywana żwirem. Niedawno to się
zmieniło. Położono asfalt, chyba z oszczędności -
bardzo wąski. Praktycznie nie ma się gdzie wyminąć, i
jest kłopot jeśli w tym samym czasie ktoś nadjeżdża z
naprzeciwka. Władze gminy chcą wyciąć bez, krzyż z
kapliczki przenieść na wiejski cmentarz, a w tym
miejscu zrobić /mijankę/.
Pewnie wkrótce tak właśnie się stanie.
Czuję smutek, bo tam, pod gołym niebem, przy tej
małej, zwyczajnej kapliczce, czułam się wolna od
wszelkich wątpliwości. Choć przez chwilę, wszystko
wydawało się prostsze i bliższe. Obecne.
Coraz mniej takich miejsc.
Dobrego, spokojnego dnia, Danuś.
Buziaki:***
Przepraszam, że znowu nasłowotoczyłam.
Dlaczego? To chyba najtrudniejsze pytanie na które w
wielu przypadkach nie ma odpowiedzi.
Pozdrawiam serdecznie Danusiu paaa
Witam, refleksyjny wiersz, wszystkiego dobrego życzę.
Pozdrawiam.
Dziękuję wszystkim za obecność pod moimi
przemyśleniami.
Tadeuszu, dobrze, że jesteś:).
snując refleksje często pełne goryczy wiele jest pytań
a odpowiedzi trudno czasem się doliczyć
Witaj Danuśko.
Jakże trudno komentować tak
dramatyczne wiersze. Powiem
więc tylko,że wiem jak jest
trudno pogodzić się z odejściem
bliskiej osoby, szczególnie
młodej.Kilka lat temu pochowaliśmy męża naszej jedynej
córki, który miał czterdzieści
lat, a trzy lata temu odeszła
nasza synowa, także w młodym
wieku. Do dzisiaj zadaję sobie
to samo pytanie: Dlaczego to
nie ja. Nikt nie wie dlaczego.
Pozostaje nam tylko godzić się
z tym, na co nie mamy wpływu,
choć jest to niezwykle trudne.
Cieplutko pozdrawiam:}
Smutny wiersz, który do mnie gada,
u mnie też patrzą z fotografii,
jeszcze zbyt młodzi by ich nie było, ale niestety los
tak zdecydował, nie kogę się wciąż z tym pogodzić...
Pozdrawiam.
To wszystko się poukłada. Ładne są te Twoje myśli.