Uwięziona w męczarni...
Ostojo... gdzie jesteś?... pytam...
„Nie wiem czemu się nie
śmieje…
czemu przed oczami mrok...
a w sercu wielka przepaść…
zdecydować się na skok?...
A może opuścić,
Tak po prostu to wszystko…
I spłonąć spadając tak bezkreśnie,
tak nisko…
To wszystko tak bardzo boli…
Tak przytłacza mnie…
Co się ze mną dzieje?...
Czy ktoś to wie?...
Ja chcę się uwolnić od tego buntu
młodości…
Ja pragnę tylko jednego…
Szczęścia w miłości…
Chcę zapomnieć o troskach,
O codziennym bólu…
O tej niepewności i niespełnionych
marzeniach…
O tych wyzwaniach i o
przemyśleniach…
O tych trudach i troskach
zadanych…
O tej miłości…
Słów pomiatanych…
Tak łatwo powiedzieć kocham…
Tak łatwo powiedzieć…
Ale gorzej jest gdy nocami nie idzie z bólu
usiedzieć…
Kiedy patrzy się w gwiazdy i marzy,
.że może coś w życiu…
co to odmieni się przydarzy…
Ale jeszcze nie teraz…
I tak wciąż mijają mi smutno dni…
Tak nudno mi…
Błądzę wciąż myślami,
Pomiędzy chwilami…
Zamyślając się…
Nie wiadomo gdzie…
Nie robię nic więcej…
Więc błagam Cię podaj mi rękę…
Bym mogła jak wcześniej żyć…
Bym mogła jak wcześniej…
Być!...”
echhh...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.