Każdy ranek
Brutalnie wrzucony do świadomość poranek
Wita snopem chłodnego blasku,
Sen odpływa w niepamięć,
A myśli przylatujące w pośpiechu
Trzepocą nad głową.
W lustrze cudza twarz
Przygniata niechcianym spojrzeniem.
Ciało mechanicznie tańczy w rytmie
podświadomości.
Pozlepiany nocą czas
Rozpada się na samotne sekundy.
Próżnia wypełnia resztki świadomości,
Która uporczywie trwa
Nie godząc się na przegraną,
Jakby na przekór konieczności.
Wiszę rozpięty pomiędzy tymi biegunami
Nie mogąc upaść.
A na horyzoncie wiatr z zapałem lepi surowe
posągi
Otulone aksamitem powietrza.
I tylko one znają bolesną szczerość
poranka.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.